Pokazywanie postów oznaczonych etykietą personalne niebanalne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą personalne niebanalne. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 20 stycznia 2009

SCJP passed, na horyzoncie SCBCD

Ten post przygotwany miałem już kilka miesięcy temu, ale gdzieś się zawieruszył w czeluściach archiwum. Cóż, lepiej późno niż wcale :)

Od dłuższego czasu jestem czytelnikiem bloga Racjonalny Developer. Z autorem bloga nie znam się za bardzo (wymieniliśmy kiedyś jedną czy dwie korespondencje), ale jednak mamy coś wspólnego. Po pierwsze w podobnym czasie pozakładaliśmy blogi, oboje mamy wpisy o trikach w javie (u mnie seria Java Killers u niego luźne wpisy), a teraz na dodatek zdaliśmy oboje SCJP w podobnym czasie i oboje przymierzamy się do SCBCD. Może to zbieg okoliczności, choć jak mówił Vandetta "nie ma zbiegów okoliczności, jest tylko ich złudzenie".
No ale pomyślałem sobie, że skoro racjonalny developer się chwali to ja też mogę. Zdałem SCJP 6.0. Hurra! Czy było trudno, hm... ciężko powiedzieć co znaczy trudno. Wydawało mi się, że będzie to bułka z masłem, a zdałem na 80%. Jeśli chcesz wiedzieć czy zdasz wystarczy przerobić 3 symulatory SCJP (których pełno w książkach i na sieci) i jeśli średnia wyniesie więcej jak 70% to spokojnie możesz się wybrać. Jeśli natomiast zależy ci na dogłebnym zdobyciu wiedzy, czyli nie idziesz po certyfikat tylko po to, żeby go mieć, ale też chcesz się czegoś po prostu w świecie nauczyć, polecam zdecydowanie książkę "SCJP, SCJD - Complete Java 2 Certification - Study Guide, 5Ed". Nie ma chyba bardziej kompletnego podręcznika do SCJP niż właśnie ta książka autorstwa Philip Heller oraz Simon Roberts (nota bene autorów wielu pytań egzaminacyjnych SCJP). Dodatkowo jako reviewu polecam "Sun Certified Programmer for Java 5 Study Guide" autorstwa Kathy Sierra. Książka jest prawie kompletna (kilku informacji w niej nie znalazłem), ale zawiera za to CD z mock egzaminami. Bardzio fajnie rozwiązane są te próbne egzaminy, gdyż jeśli nie znasz odpowiedzi na dane pytanie, program wskazuje Ci dokładne miejsce w książce, gdzie odpowiedź na to pytanie znajdziedz. Narzędzie bardzo przydatne przy powtórkach.

niedziela, 2 listopada 2008

Where is everybody?


"Where is everybody???" No właśnie, dobre pytanie. Blog trochę podumarł i przycichł. Czemu? Otóż zaczynamy z kolegami mały skromny start-up (o którym może kiedyś, jak już coś będzie wydane na świat) i przez ostatnie dwa miesiące poświęciłem się mu bezgranicznie. Teraz troszkę się już uspokoiło i ponownie mogę wrócić do zajęcia, które sprawia mi też sporo radości - blogowania.

Do zobaczenia niebawem, trochę się nazbierało dziwnych sytuacji, o których warto by tu napisać.

środa, 20 sierpnia 2008

Po przerwie wakacyjnej

Minał okres wakacji i laby. Po obronie pracy magisterskiej nie mogłem przez jakiś czas dojść do siebie - w czym z pewnością usilnie pomagał mi alkohol ;). Potem wyjechałem ze znajomymi na długo wyczekiwany rejs po Mazurach (długi, bo aż ponad trzy tygodniowy). No a teraz..., teraz znów wróciłem do świata żywych i czas odświeżyć wiele spraw, między innymi tego bloga :)

Rozpocząłem prace w ifirma.pl, po moim długim maratonie po firmach IT we Wrocławiu. Zatrudnony jestem jako programista Java oraz PL/SQL, zatem spodziewać się można, że sporo zagadnień na blogu związanych będzie teraz z Oraclem. Obecnie w pracy rozgryzam sprawy związane z webserwisami, więc zapewne jakieś relacje z moich walk z Axis'em (implementacja z Apache'a) się tu pojawią.

Generalnie każdego dnia czegoś nowego się uczę, nierzadko na własnych błedach. Chciałbym aby ten blog był też zapiskiem z tych moich walk i pojedynków z technologiami, tak żeby w przyszłości mógł ktoś kiedyś z tego skorzystać.

Aby zatem nie przedłużać, w wielkim skrócie: I am back :)

sobota, 21 czerwca 2008

Świat kawy

Kawa, źródło życia chyba większości programistów. Chociaż staram się ograniczać, bo by mój żołądek nie wytrzymał, to jednak poranka przed kompem nie wyobrażam sobie bez kubka gorącej kawy z mlekiem.

Tym wstępem nie zaczynam jakiegoś referatu, czy innej rozprawki. Nie bójcie się o to, przynudzać nie będę. W zamian, będę się chwalił. A dokładnie będę się chwalił moją narzeczoną, która zaliczając 4 roku studiów na Architekturze Wnętrz popełniła coś takiego:


Chociaż ona uważa, że nie jest to jej najlepsza praca i miewała ciekawsze, to jednak dla mnie to jest mistrzostwo (czy jak mawiała moja polonistka miczostwo). Do takiego sklepu na filiżankę kawy chętnie bym przychodził. Jest to dla mnie zupełnie inna jakość, coś znacznie ciekawszego od tego, do czego przyzwyczaiły nas centra handlowe.

Może przesadzam, w końcu wszystko co wyjdzie z łap Magdy wydaje mi się zajebiste, ale osobiście uważam, że ten projekt dał radę.

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Porsche nie w najbliższym czasie...

W najbliższym czasie na Porsche raczej mnie nie będzie stać. Wydawać się by się mogło oczywistość - mam 24 lata, na Porsche przyjdzie jeszcze czas... jeśli w ogóle.

Ale ja miałem plan!! Piękny, genialny, plan. Oczywiście serwis (praktycznie nie)społecznościowy, no bo cóż innego mógłbym wymyślić? Jestem informatykiem, od czasów naszej-klasy, każdy z mojej branży pluje sobie w brodę - "przecież ja to mogłem zrobić". Ale ten pomysł był naprawdę świeży, oryginalny. Czegoś takiego na świecie nie było.

No i pielęgnowałem tą ideę, liczyłem dni do końca pracy magisterskiej. Pomysł powstał rok temu, a ja spokojnie sobie czekałem. Plan był prosty: skończyć studia, a następnie zabrać się za to z kopyta i po dwóch latach jeździć nowiutkim Porsche :)

Co się okazało? Pracę oddałem do recenzji 8 czerwca, 2 tygodnie wcześniej powstał portal, w założeniach identyczny do mojego pomysłu. Po prostu taka kopia jeden do jednego. Grrrrr.... jestem zły, wściekły i wkurzony. Jak jeszcze im to wyjdzie, serwis wypali, zdobędą sławę, kobiety i pieniądze, to się chyba po prostu potnę ;).

Rada dla wszystkich: uczcie się na moich błędach. Zwlekanie nie popłaca. Jak coś Was natchnie, bierzcie się od razu do roboty. W innym wypadku będziecie potem tak jak ja, przez dwa dni gryźć klawiaturę, a trzeciego dnia wylewać swoje frustracje na blogu.

poniedziałek, 19 maja 2008

Back in Black!

Właśnie, po 3 miesiącach przerwy spowodowanej wiadomo czym, wróciłem ponownie na zajęcia YMAA. Trener się zdziwił jak mnie zobaczył i tym mocniej polał niemiłosiernie, jak usłyszał powód mojej absencji. Nie mniej jednak pamiętał kim jestem, a to chyba najważniejsze ;)
A trening jak to trening. Po długiej nieobecności nic się nie pamięta, formę ma się słabą, wylewa się 6 milionów litrów potu z siebie i ogrania Cię takie wszechobecne 'ale-ja-jestem-do-dupy'... Jednak nie ma nic piękniejszego jak powrót (lub próba powrotu) do domu, człowiek jest wtedy jakiś taki zmęczony, ale i rozradowany zarazem. Idzie się może włócząc trochę nogami, ale to uczucie zajechania organizmu wysiłkiem fizycznym jest po prostu tego warte.
Świat jakiś od razu wydaje się piękniejszy i to krzesło przy biurku, które jeszcze 3 godziny wcześniej właziło Ci w dupę, nagle staje się jakieś takie wygodne, miłe i przytulne... Tak tak moi mili, nie ma nic przyjemniejszego jak powrót z treningu. Wszystkim serdecznie polecam!

niedziela, 4 maja 2008

Prawie jak na Mazurach...

Mamy już wśród znajomych taką "świecką tradycję", że w każdy długi weekend majowy wyjeżdżamy odpocząć na Mazurach. Nie zależnie od egzaminów, projektów i innych zobowiązań rodzinno-zawodowych.

W tym roku się jakoś wszystko popsuło. Zaczęło się od tego, że przerażony lekko perspektywą nieukończonej pracy magisterskiej, musiałem odpuścić wyjazd (dopuszczałem tylko kilkudniowy wypad, na zasadzie wpaść, naniuchać się powietrza i wypaść). Potem drugi skipper zwichnął nogę, wcześniej ktoś tam marudził, że rok temu padał w maju śnieg (bo w sumie padał ;) ) i wszystko jakoś rozeszło się po kościach. Wyjazd się nie odbył.

Od kilku dni ze smutkiem patrze na piękną majową pogodę i żałuje, że znów nie ma mnie tam gdzieś pomiędzy Rynem a Starymi Sadami... I dziś miła niespodzianka, bo przeglądając statystyki bloga zobaczyłem, że odwiedziła mnie osoba z Giżycka! Heh, ja nie odwiedziłem Mazur, za to Mazury odwiedziły mnie :) Jak to mówią angole "for what it is worth" :)
Pozdrawiam serdecznie tą osobę kimkolwiek była, zwłaszcza, że przeklikała kilka stron mojego bloga, czyli też się u mnie podobało ;). Gratuluje wszystkim którzy mieli jaja i pomimo wszelkich zobowiązań pojechali odpoczywać w wolny weekend. Ja dałem dupy, obiecuję poprawę :).

Ps. Zdjęcie na górze z maja 2006 roku, gdzieś pomiędzy jedną szantą a browarem