Właśnie, po 3 miesiącach przerwy spowodowanej wiadomo czym, wróciłem ponownie na zajęcia YMAA. Trener się zdziwił jak mnie zobaczył i tym mocniej polał niemiłosiernie, jak usłyszał powód mojej absencji. Nie mniej jednak pamiętał kim jestem, a to chyba najważniejsze ;)
A trening jak to trening. Po długiej nieobecności nic się nie pamięta, formę ma się słabą, wylewa się 6 milionów litrów potu z siebie i ogrania Cię takie wszechobecne 'ale-ja-jestem-do-dupy'... Jednak nie ma nic piękniejszego jak powrót (lub próba powrotu) do domu, człowiek jest wtedy jakiś taki zmęczony, ale i rozradowany zarazem. Idzie się może włócząc trochę nogami, ale to uczucie zajechania organizmu wysiłkiem fizycznym jest po prostu tego warte.
Świat jakiś od razu wydaje się piękniejszy i to krzesło przy biurku, które jeszcze 3 godziny wcześniej właziło Ci w dupę, nagle staje się jakieś takie wygodne, miłe i przytulne... Tak tak moi mili, nie ma nic przyjemniejszego jak powrót z treningu. Wszystkim serdecznie polecam!
poniedziałek, 19 maja 2008
Back in Black!
Tagi:
personalne niebanalne
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz